Wielu starszych ludzi narzeka, że obecna młodzież jest kompletnie pozbawiona ideałów, odrzuca wszelkie wartości. Czy jest to twierdzenie prawdziwe? Myślę, że nie do końca. Jeżeli nawet tak czasami się zdarza, to nie zawiniły czasy, nie zawinił system, to zawiniliśmy my dorośli.
Niemal tradycją jest narzekanie przez starszych na to, że młodzi ludzie zachowują się zupełnie inaczej niż zachowywać się powinni. Sam pamiętam, jak moi rodzice strofowali mnie używając zwrotów typu „za moich czasów”, czy „ja w twoim wieku” itd. Młodzi ludzie protestujący przeciwko zastanym ideałom i wartościom to sytuacja normalna, ponieważ każdy z nich tworzy dopiero z chaosu swój własny, poukładany na swój sposób świat. To dobrze, że młodzi buntownicy starają się odrzucić zastany system wartości i zbudować swój własny. Tylko w ten sposób mogą ukształtować się w pełni i osiągnąć to co nazywamy dojrzałością.
Obecni młodzi ludzie wyrastali w czasach bardzo specyficznych. Myślę tu o 20-25-latkach, którzy urodzili się już w wolnej Polsce, już po okresie przełomu. Cóż sprawił okres przełomu? Otóż, moim zdaniem, przewartościował wszystko co było do przewartościowania. Rodzice dzisiejszych młodych ludzi, dawniejsi rewolucjoniści, już tylko czasami w rozmowach powracali do martyrologii styropianu, do swoich osiągnięć w walce z komuną. Na co dzień stawali się tytanami pracy, niemalże stachanowcami, goniącymi za groszem ciułaczami. Otóż przełom czerwca 1989 roku popchnął ludzi w kierunku wolności posiadania. Wszystko było dozwolone, wszystko było na wyciągnięcie ręki, wystarczyło tylko przyłożyć się, chcieć stanąć wreszcie na własnych nogach.
PRL-owską zgrzebność zamieniliśmy na radość z posiadania kolejnego telewizora, kolejnej lodówki i jeszcze lepszego samochodu. Miernikiem wartości człowieka stał się sukces, głównie w rozumieniu ekonomicznym. Stało się mało ważne to ile kto książek przeczytał w swoim życiu, czy napisał jakiś wiersz, czy może ma coś do powiedzenia w postaci książki, jakie głosi poglądy i wreszcie czy jest porządnym człowiekiem. Zabrakło najważniejszego – prawdziwych, szczerych rozmów ze swoimi dziećmi, bo nie było na to czasu.
Wszechobecny sukces sprawiał, że tylko odpowiednio duże nagromadzenie dóbr stało się czymś istotnym, czymś ważnym. Jest oczywiście zrozumiałą rzeczą, że w taki sposób zareagowaliśmy jako społeczeństwo po latach noszenia jednych spodni, czy jednej kurtki przez wiele miesięcy. Teraz mieliśmy tych spodni kilkanaście par, w kurtkach mogliśmy przebierać i wymyślać coraz to nowe sposoby na wydanie naszych pieniędzy. Mogliśmy jeździć po całym świecie, mogliśmy korzystać z życia bez potrzeby angażowania się umysłowego w pewien system wartości. Myślę, że to była właśnie ślepa uliczka, w którą zagnała nas nieoczekiwanie zdobyta wolność.
W tej wolności nie byliśmy sami. Nowe, dorastające pokolenie, kojarzy już swoich rodziców nie z rewolucjonistami śpiącymi na styropianie, bijącymi się z oddziałami ZOMO, drukującymi ulotki, tylko z ludźmi od rana do wieczora goniącymi za złotówką. Taki system wartości potrafiliśmy tym młodym ludziom przekazać. Jeżeli ktoś narzeka na współczesne pokolenie młodzieży – to narzeka na swoje błędy.
Śmiem jednak twierdzić, że tak postawiona teza bezideowości młodych jest tezą z gruntu fałszywą. Najlepszym dowodem na to jest niesamowicie dobry wynik Pawła Kukiza w ostatnich wyborach prezydenckich. Kandydat Kukiz zdobył ponad 20%, z czego większość to głosy młodych ludzi, buntujących się przeciw zastanej rzeczywistości. Najważniejsze, że oni nie buntują się z powodów czysto finansowych. Uwiodło ich to, czego zabrakło w zastanej rzeczywistości.
Paweł Kukiz uwiódł ich swoją szczerością, uwiódł ich jasno sprecyzowanym systemem wartości. Ci młodzi ludzie nie chcą być bezideowi, oni poszukują własnego systemu wartości, w który będą w stanie uwierzyć i przyjąć za swój. Szukają, bo nie wierzą byłym rewolucjonistom, którzy dzisiaj kłamią i oszukują dla zdobycia kolejnej złotówki. Im chodzi o kilka prostych rzeczy, żeby człowiek (a zwłaszcza polityk) nie kłamał, żeby zajmował się sprawami naprawdę istotnymi. Można powiedzieć, jest to takie herbertowskie „tak – tak, nie – nie” w dzisiejszym wydaniu.
Takie samo dążenie do wartości obserwuję od dziesięciu lat, od kiedy prowadzę Festiwal Piosenek Jacka Kaczmarskiego „Źródło wciąż bije”. Wśród wykonawców zgłaszają się ludzie młodzi, tacy którzy nie mieli szans spotkać Jacka. Znają piosenki Kaczmarskiego głównie z Internetu, z płyt odziedziczonych po rodzicach i wyszukują w tych utworach swoich wartości.
Jacek Kaczmarski był twórcą niebanalnym, śpiewał o sprawach ważnych, uniwersalnych. Pamiętam, że w latach osiemdziesiątych jego piosenki były dla mnie wręcz drogowskazami. Tak samo działo się w przypadku wielu obecnych 40-50-60-latków. I teraz ci młodzi ludzie sięgają po utwory Jacka. Grają, śpiewają te piosenki po swojemu w nowatorski sposób. Dlaczego? Bo wyszukują w nich swoje treści. Oni też chcą mieć system wartości, którego nie daliśmy im jako dorośli. Zapomnieliśmy o przekazywaniu idei zajęci pogonią za pieniądzem. I oto teraz ci młodzi sami z siebie nadganiają nasze niedociągnięcia.
Młynarski napisał kiedyś balladę o dzieciach Kolumba. Myślę, że ta piosenka jest niezwykle aktualna w tych czasach. Współczesne dzieci Kolumbów też chciałyby mieć coś do odkrycia. Wszystko mają podane na tacy i w zasadzie niewiele się od nich wymaga, a jednak podejmują takie poszukiwania własnego systemu wartości. Myślę, że ten system niewiele będzie odbiegał od tych przyjętych przed wiekami, ale będzie ich własnym systemem. To oni, ci młodzi ludzie, dojdą do niego w sposób samodzielny. Najistotniejsze jest to, abyśmy my, stare łosie, dziadkowie leśni, nie rozczarowali tych młodych swoim postępowaniem. Przede wszystkim – abyśmy im nie przeszkadzali.
Grzegorz Dudziński